Dostałam wczoraj do obsłuchania zajebistą płytkę Destroyera, pomyślałam,że super będzie się z nią dzisiaj rano jechało do pracy, więc wrzuciłam na MP3.
Wsiadam, szukam i nie ma, znowu to dziadostwo się zepsuło, może wzięło sobie do mikrochipa zbyt poważnie tytuł płyty i zrobiło kaputt. Ale nic to, Magiczny naprawdę chodzi jak cacuszko po przeglądzie.
Żarty się skończyły, koniec nabijania się z Karola, Wielkanocy i zmartwychwstania, po pracy odebrał mnie elStamper i złapał kolejną gumę, Łoś się połamał, ja się męczę z kolanem, Sieku się przewrócił, aż strach pomyśleć jaka nas jeszcze kara spotka.
Komentarze (6)
... ręka, noga, kolano, kolejne gumy... czyż Pan nasz nie jest miłosierny...
I jeszcze pogoda się psuje:) Pomyślcie tylko, jaka fajna koncepcja bóstwa z tego wynika - w aureoli, przygryzającego wargi i z atencją przebijającego Bartkowi każdą nową dętkę. Nie ma się co dziwić, że nie ma czasu na poważniejsze rzeczy, łapserdak:)
Jeżdżę sobie od kilku lat, skutecznie zarażona pasją do pedałowania przez brata. Na razie poza lokalnymi trasami,udało mi się wybrać na dwie dłuższe wyprawy (Łódź - Gorzów Wlk. oraz Łapy - Ostróda) i było zajebiście, pomimo wiatrów przed Licheniem,chmar komarów w puszczy i kierowców idiotów.Ten rok zapowiada się jeszcze ciekawej, 3 wyprawy zaplanowane:)))))))))))))))