Wiatr trochę zmienił kierunek i stał się mniej upierdliwy, ale i tak wycisnął wszystkie łzy w drodze do pracy, oby pogoda się utrzymała chociaż do końca dnia, bo na razie nieciekawie to wygląda.
A po pracy najpierw do Elstampera na obiecaną zalepiankę (zawiesista i gęstawa, ale dobra) zjedzoną w tempie ekspresowym, bo pod blokiem w oddali majaczyła już pomarańczowa sylwetka Lobotomika, no i nie mogło to się inaczej skończyć...patrz zdjęcie.

A to dopiero początek...
© evesiss
Odżywieni i napojeni ruszyliśmy na Pietrynę, bo dzisiaj oprócz debiutu mojego i ElStampera, na MK pojawił się również po raz pierwszy Lemur. I tak wszyscy czekaliśmy na manifestację rowerowej siły.

Ale co ta dłoń robi na udzie ElStampera?
© evesiss

Niektórzy pojawili się na bardzo ciekawych jednośladach
© evesiss
No i się zaczęło, muszę przyznać, że dość długo stawiałam opór i jakoś nie uśmiechał mi się pomysł jazdy w tłumie, na komendę itd. Ale cofam wszystko co powiedziałam i składam przysięgę stawiania się każdego miesiąca na MK.
Najbardziej podobało mi się przejeżdżanie na czerwonych światłach (to a propos tych marzeń, które się spełniają:))))))))))))))), blokowanie całych skrzyżowań, wtedy to już w ogóle pełen odlot, niczym VIP się czułam, no i te pseudo przyśpiewki i okrzyki: lepiej na składaku, niż lanie paliwa do baku :))))))))))))))))))))))Obłęd.
Lemurowi chyba też się spodobało i tak na postoju, podczas gdy komitet rowery palił marzannę, a tfu odejdź już sobie zimo...

Jedna jak pijana, druga jak upalona, czy czegoś więcej do szczęścia potrzeba?
© evesiss
I wreszcie meta. Było super, ekstra, genialnie, bardzo bardzo fajnie:))))))))))

Zdjęcie z wycieczki rowerowej
© evesiss