Zaczynam się zastanawiać czy warto, mam dosyć zajeżdżania drogi tuż przed skrętem w lewo, wymuszania pierwszeństwa,trąbienia, goniących psów bez kagańców i panów twierdzących, że przecież on nie ugryzie oraz pań nieroztropnie otwierających drzwi od samochodu.
Wyruszyłam dziś do pracy z żalem, że nie mogę się jeszcze cieszyć z nowego biżu, a potem im dalej w ścieżki tym gorzej. Jechało się wyśmienicie do czasu kiedy jakiś driver zdecydował się mnie wyprzedzić na skrzyżowaniu, po czym zaczął skręcać w lewo. Kolejny kierowca, nie ustąpił mi pierwszeństwa i Magiczny aż się spocił, bo mało co a stracił by przednie koło. A na koniec obszczekały i prawie odgryzły kostki jakieś kundle :( Oby jak najmniej takich przyjemności.
Za to teraz czeka nagroda w postaci pyszniutkiego, świeżutkiego, home-made pączusia...I hope;)
Okazało się, że nawet jak mam wolny dzień to czasu brak na jakąś konkretniejszą traskę, więc wybrałam się tylko po nowe rowerowe biżu...I już było tak blisko, ale niestety 4000 przejechane na jednym łańcuchu to nie był dobry pomysł, kaseta do wymiany.Finanse nie pozwoliły poszaleć, więc stanęło na łańcuchu, a resztę dokupię za dwa tygodnie.
W drodze powrotnej próbowałam utrzymać się na kole jakiemuś Pro, bezskutecznie, najpierw mnie minął, a później mogłam już tylko obserwować jak znika za horyzonetem, dla usprawiedliwienia dodam, że był na szosówce.
O ja głupia, o naiwna, wczoraj posłuchałam "nie jedź, za zimno, za mroźna..." a potem plułam sobie w brodę, dzisiaj już nie posłuchałam, postawiłam na swoim i tego mi było trzeba. Oby więcej takich dni tej zimy:))))))Teraz spokojnie mogę odkiblować 8 godzin, żeby później znów popedałować.
Jeżdżę sobie od kilku lat, skutecznie zarażona pasją do pedałowania przez brata. Na razie poza lokalnymi trasami,udało mi się wybrać na dwie dłuższe wyprawy (Łódź - Gorzów Wlk. oraz Łapy - Ostróda) i było zajebiście, pomimo wiatrów przed Licheniem,chmar komarów w puszczy i kierowców idiotów.Ten rok zapowiada się jeszcze ciekawej, 3 wyprawy zaplanowane:)))))))))))))))