Ostatni piątek miesiąca, pełna mobilizacja, po pracy szybko do domu na obiad, zgarnięcie mamy, która przebierała się 3 razy;) i wyruszyłyśmy na masę. Zosiaczek trochę onieśmielony na początku, rozglądał się zagubiony i wyszukiwał swojej grupy wiekowej.
Organizatorzy masy podjęli współpracę z Urzędem Miasta Łodzi, ponieważ przypadała okrągła rocznica nadania Łodzi praw miasta, na tę okoliczność masę zaszczyciła swoją obecnością pani Z. (nie mylić z Zosiaczkiem), która z uśmiechem od ucha do ucha witała przejeżdżających rowerzystów...a my dalej będziemy jeździć po pseudo-chodniko-ścieżkach.
Pokręciliśmy się po starym mieście, cerowałyśmy (jak to określił Zosiaczek) i zaparkowaliśmy na starym rynku, żeby się odliczyć i dostać szprychówki. Masa była bardzo liczna, bo szprychówek zabrakło:(, na pociechę rozdawali darmowe dzwonki.
Nowe, piękne, żółciutkie cukiereczki są bardzo bardzo wyczynowe, pierwsze wpięcie i prawie gleba, okazuje się,że spd nie równe każdemu spd. Magiczny wygląda z nimi jeszcze bardziej magicznie:)))))))))))) Thank you very very very much.
To, że łańcuchy trzeba zmieniać, każdy wie, Magicznemu stuknęło kolejne 2000, więc nadszedł czas zmiany. Trochę się burzyłam, że prawie nowy łańcuch muszę wyrzucić, ale już nie żałuję.
Zmiana jest konkretna, wcześniej jeździłam na łańcuchu shimanowskim, teraz zmieniłam na sramowy z przeznaczeniem do jazdy w terenie. Strzał w 10, łańcuch jakby ciaśniej siedzi na kasecie i jest dużo sztywniejszy, daje zajebiste uczucie pewności i komfortu na łódzkich pseudo ścieżkach. Noga świeżbiła,żeb pojechać dalej, ale niestety trzeba było się stawić w obozie pracy punkt 8.
ElStamperze buzi, buzi, buzi:)
Po pracy, obejrzałam końcówkę touru (to co zrobił na mecie Hesjedal powinno być karalne), pozazdrościłam chłopakom i zrobiłam sobie małą pętelkę.
p.s. licznik został przy rowerze, km dopiszę w domu
Po pracy umówiłam się z elStamperem na nocne jeżdżenie po mieście, pojechaliśmy do parku Poniatowskiego, gdzie okazało się, że znajdują się radzieckie mogiły wojenne. W parku spędziliśmy większą część wieczoru, a potem przed pierwszą w nocy pojechaliśmy w końcu na ul.Senatorską odszukać dom Kosińskiego, udało się.
Nocą tak się fajnie jeździ,że głupio było wracać do domu, więc pojechaliśmy penetrować Chojny (a nie Teofilów, ponoć ja mam problemy z mapami i topografią miast). Z Chojen na Olechów.
W przyszłym tygodniu kolejna dawka nocnych emocji.
Jeżdżę sobie od kilku lat, skutecznie zarażona pasją do pedałowania przez brata. Na razie poza lokalnymi trasami,udało mi się wybrać na dwie dłuższe wyprawy (Łódź - Gorzów Wlk. oraz Łapy - Ostróda) i było zajebiście, pomimo wiatrów przed Licheniem,chmar komarów w puszczy i kierowców idiotów.Ten rok zapowiada się jeszcze ciekawej, 3 wyprawy zaplanowane:)))))))))))))))