Karolówka 2011 - Etap Dawka
Sobota, 30 kwietnia 2011
· Komentarze(1)
Kategoria Karolówka 2011
Raniutko wyruszyliśmy automobilem w towarzystwie taty Kociurady i Dawka, który nieobecny ciałem na Karolówce, chciał chociaż posmakować religijnej zadumy odwożąc nas do Łąk, czyli tam gdzie się wszystko zaczęło.
Na miejscu czekał już Lemur, a wkrótce dojechał Lobotomasz z Józkiem. Po szybkim śniadaniu, pożegnaniu Dawka, ruszyliśmy. Pogoda cudna, wraz z upływem godzin robiło się coraz cieplej i słoneczniej, pewnie wtedy wszyscy zaczęli myśleć, że zły los, który nas prześladował przed wyjazdem to ściema.
Jechało się bosko, noga podawała, trzeba było nawet stanąć,żeby zdjąć pierwszą warstwę termoaktywną i wtedy dołączył do nas Józek, który jak to Józek zaczął robić fotki.

Na samą wyprawę cieszyłam się bardzo, ale hamowałam się z entuzjazmem, bo gdzieś w głowie galopował ranny Łoś i tak obiecałam, że jeden etap zadedykuję właśnie jemu. Decyzja o tym, który to będzie etap miała zapaść na koniec Karolówki, ale wojtylątka chciały inaczej.
Glebę zaliczyłam w okolicach Poniatowej nie dość, że w identyczny sposób jak Dawko, czyli na mokrych torach przecinających drogę, to jeszcze upadając na lewy łokieć i nadgarstek. Od razu w głowie czarne myśli, że ręka będzie w gipsie, ból niesamowity, puchnący nadgarstek i szybka decyzja, czy wracamy na kwaterę, czy jedziemy dalej. Pojechaliśmy dalej, w Opolu Lubelskim zaopatrzyłam się w kolejną opaskę uciskową ( w komplecie posiadam już jedną na achillesa, dwie na kolana, no i teraz trzecia na nadgarstek) oraz maść na stłuczenia. Jak tak dalej pójdzie, w sakwach będę wozić więcej różnego rodzaju opasek niż ciuchów;)
Drogi polskie jakie są, każdy wie, dlatego bez zdziwienia obserwowałam drogowskazy z informacją o wybojach, przełomach i innego rodzaju atrakcjach. Ja bez zdziwienia, ale obita ręka już trochę mniej i tak z elStamperem zmodyfikowaliśmy pierwszy etap, jak się ostatecznie okazało nieznacznie, bo jedynie zaoszczędziliśmy jakieś 8 km. Lobotomasz nie ukrywał oburzenia.
Jako pierwsi dotarliśmy do Lasu Dębowego, gdzie wkrótce dołączyła reszta pielgrzymki.


Po postoju przy wodopoju, kurewskim podjeździe, gdzie chłopaki odpadli, dojechaliśmy do Kazimierza Dolnego.


I tak skończył się pierwszy etap Karolówki, który został przypieczętowany złotymi myślami na temat Kupichy i zombi na rowerach.
Na miejscu czekał już Lemur, a wkrótce dojechał Lobotomasz z Józkiem. Po szybkim śniadaniu, pożegnaniu Dawka, ruszyliśmy. Pogoda cudna, wraz z upływem godzin robiło się coraz cieplej i słoneczniej, pewnie wtedy wszyscy zaczęli myśleć, że zły los, który nas prześladował przed wyjazdem to ściema.
Jechało się bosko, noga podawała, trzeba było nawet stanąć,żeby zdjąć pierwszą warstwę termoaktywną i wtedy dołączył do nas Józek, który jak to Józek zaczął robić fotki.

To co Józki lubią najbardziej.© evesiss
Na samą wyprawę cieszyłam się bardzo, ale hamowałam się z entuzjazmem, bo gdzieś w głowie galopował ranny Łoś i tak obiecałam, że jeden etap zadedykuję właśnie jemu. Decyzja o tym, który to będzie etap miała zapaść na koniec Karolówki, ale wojtylątka chciały inaczej.
Glebę zaliczyłam w okolicach Poniatowej nie dość, że w identyczny sposób jak Dawko, czyli na mokrych torach przecinających drogę, to jeszcze upadając na lewy łokieć i nadgarstek. Od razu w głowie czarne myśli, że ręka będzie w gipsie, ból niesamowity, puchnący nadgarstek i szybka decyzja, czy wracamy na kwaterę, czy jedziemy dalej. Pojechaliśmy dalej, w Opolu Lubelskim zaopatrzyłam się w kolejną opaskę uciskową ( w komplecie posiadam już jedną na achillesa, dwie na kolana, no i teraz trzecia na nadgarstek) oraz maść na stłuczenia. Jak tak dalej pójdzie, w sakwach będę wozić więcej różnego rodzaju opasek niż ciuchów;)
Drogi polskie jakie są, każdy wie, dlatego bez zdziwienia obserwowałam drogowskazy z informacją o wybojach, przełomach i innego rodzaju atrakcjach. Ja bez zdziwienia, ale obita ręka już trochę mniej i tak z elStamperem zmodyfikowaliśmy pierwszy etap, jak się ostatecznie okazało nieznacznie, bo jedynie zaoszczędziliśmy jakieś 8 km. Lobotomasz nie ukrywał oburzenia.
Jako pierwsi dotarliśmy do Lasu Dębowego, gdzie wkrótce dołączyła reszta pielgrzymki.

Swojsko.© evesiss

Przedokresie.© evesiss
Po postoju przy wodopoju, kurewskim podjeździe, gdzie chłopaki odpadli, dojechaliśmy do Kazimierza Dolnego.

A co tam rozdają? - pomyśleli.© evesiss

Buzi, buzi.© evesiss
I tak skończył się pierwszy etap Karolówki, który został przypieczętowany złotymi myślami na temat Kupichy i zombi na rowerach.