Wpisy archiwalne w kategorii

Karolówka 2011

Dystans całkowity:379.03 km (w terenie 3.00 km; 0.79%)
Czas w ruchu:16:49
Średnia prędkość:22.54 km/h
Maksymalna prędkość:50.23 km/h
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:94.76 km i 4h 12m
Więcej statystyk

Pożegnanie z niefajnym Urszulinem, cyce w Cycowie i pagórkowato w Lublinie

Wtorek, 3 maja 2011 · Komentarze(3)
Kategoria Karolówka 2011
Rano szybciutko pożegnaliśmy najgorszą kwaterę na trasie i najmniej przyjaznych gospodarzy i wyruszyliśmy do Lublina. Z Łodzi dochodziły do nas niepokojące informacje, że pada...śnieg, no cóż w końcu majówka;)

Nawyk siedzenia na kole. © evesiss


A jak się nazywa mieszkaniec Cyców? © evesiss


Lublin zdobyty. © evesiss


Oddalając się od Lublina w drodze powrotnej do Łodzi wraz z każdym kilometrem spadała temperatura, a deszcz zamieniał się w śnieg...Karol nad nami czuwał.

Etap Lobotomika i sikanie pod krzyżem

Poniedziałek, 2 maja 2011 · Komentarze(2)
Kategoria Karolówka 2011
Rano rozniosły się smutne wieści, że Uberkatz pozostawiony w Łodzi przez Lobotomasza i Lemura z rozłąki prawie zchodzi i niestety grupa karolowiczów pomniejszyła się o 3 osoby. Tego dnia padło na Lobotomasza, który po przejechaniu kilkunastu kilometrów złapał gumę i elStamperem ruszył mu z gumową odsieczą.

Smutno i smętnie się zrobiło, ale nie chcieliśmy mieć zmarnowanego dnia, więc z elStamperem i Kociuradą pokręciliśmy się po okolicy i zafundowaliśmy sobie super wypasiony obiad.

Różne sposoby relaksacyjne © evesiss

Etap Lemura i bicie w pierś

Niedziela, 1 maja 2011 · Komentarze(3)
Kategoria Karolówka 2011
Pogoda od rana nie zapowiadała się słonecznie, liczyliśmy na to, że nas nie zmoczy i pewnie by tak było, gdyby nie łańcuch Lemura, który się wkręcił, powykręcał i zakręcił. Lobotomasz był wniebowzięty;), w końcu Karolówka.

Po kilku a może kilkunastu, bo panowie kazali nam się śpiesznie oddalić z Lemurem, niecenzuralnych zwrotach, łańcuch został odkręcony, ale zaczęło już konkretnie padać. Początkowo schowaliśmy się na przystanku, zdążyłam się przebrać w cieplejsze ciuchy i ruszyliśmy dalej, skrótem podpowiedzianym przez pesymistycznego autochtona.

Szybko zorientowałam się, że kurtka przeciwdeszczowa wcale nią nie jest i jak tak dalej będziemy pedałować to długo nie dam rady. Na szczęście chłopaki wyczaili jakiś bar i można było się ogrzać przy ciepłej herbacie, piwie i hitach z Vivy.

A teraz klękam i biję się w pierś, niesłusznie oskarżyłam barmana o buchnięcie mi czapki, znalazła się, mokrusieńka i zapakowana w foliówkę gdzieś na dnie sakwy.

Po ponownym przebraniu w suche ciuchy, pojechaliśmy na obiad, już nie pamiętam gdzie (może Nałęczów), a po obiedzie na kwaterę w Urszulinie, gdzie w nocy z malutkich drzwi wychodził Hipcio vel. Pan Pukuś.

Karolówka 2011 - Etap Dawka

Sobota, 30 kwietnia 2011 · Komentarze(1)
Kategoria Karolówka 2011
Raniutko wyruszyliśmy automobilem w towarzystwie taty Kociurady i Dawka, który nieobecny ciałem na Karolówce, chciał chociaż posmakować religijnej zadumy odwożąc nas do Łąk, czyli tam gdzie się wszystko zaczęło.

Na miejscu czekał już Lemur, a wkrótce dojechał Lobotomasz z Józkiem. Po szybkim śniadaniu, pożegnaniu Dawka, ruszyliśmy. Pogoda cudna, wraz z upływem godzin robiło się coraz cieplej i słoneczniej, pewnie wtedy wszyscy zaczęli myśleć, że zły los, który nas prześladował przed wyjazdem to ściema.

Jechało się bosko, noga podawała, trzeba było nawet stanąć,żeby zdjąć pierwszą warstwę termoaktywną i wtedy dołączył do nas Józek, który jak to Józek zaczął robić fotki.

To co Józki lubią najbardziej. © evesiss


Na samą wyprawę cieszyłam się bardzo, ale hamowałam się z entuzjazmem, bo gdzieś w głowie galopował ranny Łoś i tak obiecałam, że jeden etap zadedykuję właśnie jemu. Decyzja o tym, który to będzie etap miała zapaść na koniec Karolówki, ale wojtylątka chciały inaczej.

Glebę zaliczyłam w okolicach Poniatowej nie dość, że w identyczny sposób jak Dawko, czyli na mokrych torach przecinających drogę, to jeszcze upadając na lewy łokieć i nadgarstek. Od razu w głowie czarne myśli, że ręka będzie w gipsie, ból niesamowity, puchnący nadgarstek i szybka decyzja, czy wracamy na kwaterę, czy jedziemy dalej. Pojechaliśmy dalej, w Opolu Lubelskim zaopatrzyłam się w kolejną opaskę uciskową ( w komplecie posiadam już jedną na achillesa, dwie na kolana, no i teraz trzecia na nadgarstek) oraz maść na stłuczenia. Jak tak dalej pójdzie, w sakwach będę wozić więcej różnego rodzaju opasek niż ciuchów;)

Drogi polskie jakie są, każdy wie, dlatego bez zdziwienia obserwowałam drogowskazy z informacją o wybojach, przełomach i innego rodzaju atrakcjach. Ja bez zdziwienia, ale obita ręka już trochę mniej i tak z elStamperem zmodyfikowaliśmy pierwszy etap, jak się ostatecznie okazało nieznacznie, bo jedynie zaoszczędziliśmy jakieś 8 km. Lobotomasz nie ukrywał oburzenia.

Jako pierwsi dotarliśmy do Lasu Dębowego, gdzie wkrótce dołączyła reszta pielgrzymki.

Swojsko. © evesiss


Przedokresie. © evesiss


Po postoju przy wodopoju, kurewskim podjeździe, gdzie chłopaki odpadli, dojechaliśmy do Kazimierza Dolnego.

A co tam rozdają? - pomyśleli. © evesiss


Buzi, buzi. © evesiss


I tak skończył się pierwszy etap Karolówki, który został przypieczętowany złotymi myślami na temat Kupichy i zombi na rowerach.