What a day, what a day, what a day...
Poniedziałek, 30 maja 2011
· Komentarze(4)
Kategoria nie sama
Nigdy nic nie miałam do poniedziałków, ale zaczynam się zastanawiać, czy nie zmienić swojej postawy.
Najpierw po 6 rano odwiedziła mnie pani z przedszkola na parterze z informacją, że ich znowu zalewamy, później na udzie znalazłam obrzydliwego krwiopijczo-ssącego kleszcza (blleeeeeeeee), a na koniec zgubiłam identyfikator i do pracy dostałam się tylko dzięki znajomej, która użyczyła mi swojej wejściówki. Horror.
Z pracy odstawić Magicznego na przegląd, do domu niestety korzystając z usług MPK i na koniec na Wheelerze z elStamperem do Dawka,gdzie Kociurada wydała mi Treka. Nieźle, jeden dzień i 3 rowery:)
Najpierw po 6 rano odwiedziła mnie pani z przedszkola na parterze z informacją, że ich znowu zalewamy, później na udzie znalazłam obrzydliwego krwiopijczo-ssącego kleszcza (blleeeeeeeee), a na koniec zgubiłam identyfikator i do pracy dostałam się tylko dzięki znajomej, która użyczyła mi swojej wejściówki. Horror.
Z pracy odstawić Magicznego na przegląd, do domu niestety korzystając z usług MPK i na koniec na Wheelerze z elStamperem do Dawka,gdzie Kociurada wydała mi Treka. Nieźle, jeden dzień i 3 rowery:)