Wczoraj sobie darowałam,bo mi się w taki upał po prostu nie chciało, dzisiaj bez przekonania zaczęłam pedałować i tak się rozkręcałam i rozkręcałam...w końcu pojawił się obiekt,który można było gonić(co prawda nieaktrakcyjny,ale wybaczam, na dwóch kółkach to wystarczyło), dogoniłam ,przegoniłam i udało się ,zeszłam poniżej 56 min do pracy i z powrotem. tak się nakręciłam, że jeszcze na basen pojechałam, i znowu prawie triatlon.
Jeżdżę sobie od kilku lat, skutecznie zarażona pasją do pedałowania przez brata. Na razie poza lokalnymi trasami,udało mi się wybrać na dwie dłuższe wyprawy (Łódź - Gorzów Wlk. oraz Łapy - Ostróda) i było zajebiście, pomimo wiatrów przed Licheniem,chmar komarów w puszczy i kierowców idiotów.Ten rok zapowiada się jeszcze ciekawej, 3 wyprawy zaplanowane:)))))))))))))))