Dziękuję Łosiu jeszcze raz oficjalnie. Łzy lecą, lakier do włosów nie pomaga, wieje dziś. W domu posłuchałam Broken Bells i muszę przyznać, że są wielce OK. Trzeci kawałek (Your head is on fire - chyba) trochę zalatuje 60s i 70s, ale cała płytka niczego sobie. Do pracy z moim ukochanym Florencem, już staro brzmi ta płyta, ale nic nie poradzę, zajebiście mi się do niej jeździ. p.s.urlop na grudzień zaklepany,pytanie czy go dostanę?
A z powrotem goniłam zająca, zając uciekał ,uciekał, dogoniłam, zrównałam się, a zając do mnie: "wyścigi, wyścigi?", odjechałam, ale szacun dla zająca na starej kozie jechał, a wyciągał ponad 30 na godzinę, i dzwonił na łażących po ścieżce:)
...nie wiem, ale obrazek nie jest całkiem bez związku z drwalem z Oregonu - znalazłem go dawno dawno temu na stronie Kesey'a, który swego czasu dość intensywnie przechodził "próby kwasu", a mnie przez chwilę to interesowało (szaleństwa młodości) ;) Dodam normalne zdjęcie, jak już będę jakieś miał...
no proszę, jednak występują w przyrodzie młodsze siostry, które choć trochę lubią swoich braci... ;) Ps. I mnie Florence często towarzyszy w rowerowych eskapadach :)
Jeżdżę sobie od kilku lat, skutecznie zarażona pasją do pedałowania przez brata. Na razie poza lokalnymi trasami,udało mi się wybrać na dwie dłuższe wyprawy (Łódź - Gorzów Wlk. oraz Łapy - Ostróda) i było zajebiście, pomimo wiatrów przed Licheniem,chmar komarów w puszczy i kierowców idiotów.Ten rok zapowiada się jeszcze ciekawej, 3 wyprawy zaplanowane:)))))))))))))))