Niekochane dzieci
Niedziela, 17 kwietnia 2011
· Komentarze(5)
Kategoria sama
Wczoraj przed zajęciami zaplanowałam krótki rozjazd, minął kolejny tydzień bez rowerowania, leki zaczęły działać, więc pomyślałam nie ma co siedzieć,trzeba sprawdzić kolano.
Już byłam gotowa do wyjścia, kiedy wpadł Łosiu, zerknął na Magicznego i doznał olśnienia,że do stosunkowo małej ramy, mam założony największy mostek 120 mm. Po raz kolejny okazało się, że Magiczny był montowany przez jakiegoś laika, ciekawe co jeszcze oprócz kierownicy przykręconej pod złym kątem i zbyt długiego mostka, da się wykryć po dwóch latach:(
Nowy mostek, już zamówiony więc Magicznego czeka kolejne odchudzenie w tym sezonie, ale będzie z niego lasek:))
Po rowerowych zakupach, miałam godzinę na pedałowanie, zaczęłam spokojnie, ale jestem taka wyposzczona, że nacisnęłam intensywniej i było zajebiście. Naiwnie pomyślałam, że dostałam dobrze dobrane leki, skoro nie czuję już kręgosłupa i kolana. Taaaaaaaaa.... po około 10 km, kolano zaczęło się odzywać i odechciało się wszystkiego. Bardzo frustrujące, kiedy siła jest, pedałować się chce, a ból nie daje. Kurwa mać.
Do domu ponownie wróciłam tylko dzięki lewej nodze. Nic to, Karolówka here I come, pewno sobie nie poszalaje, ale muszę jechać.
Jeżdżąc po wsiach widać już dzieci usadzone przez "kochających rodziców" w bramach swoich posesji z żonkilami i innymi chwastami. Nasuwa się tylko jedna refleksja, miałam/ mam ;) zajebiste dzieciństwo.
Już byłam gotowa do wyjścia, kiedy wpadł Łosiu, zerknął na Magicznego i doznał olśnienia,że do stosunkowo małej ramy, mam założony największy mostek 120 mm. Po raz kolejny okazało się, że Magiczny był montowany przez jakiegoś laika, ciekawe co jeszcze oprócz kierownicy przykręconej pod złym kątem i zbyt długiego mostka, da się wykryć po dwóch latach:(
Nowy mostek, już zamówiony więc Magicznego czeka kolejne odchudzenie w tym sezonie, ale będzie z niego lasek:))
Po rowerowych zakupach, miałam godzinę na pedałowanie, zaczęłam spokojnie, ale jestem taka wyposzczona, że nacisnęłam intensywniej i było zajebiście. Naiwnie pomyślałam, że dostałam dobrze dobrane leki, skoro nie czuję już kręgosłupa i kolana. Taaaaaaaaa.... po około 10 km, kolano zaczęło się odzywać i odechciało się wszystkiego. Bardzo frustrujące, kiedy siła jest, pedałować się chce, a ból nie daje. Kurwa mać.
Do domu ponownie wróciłam tylko dzięki lewej nodze. Nic to, Karolówka here I come, pewno sobie nie poszalaje, ale muszę jechać.
Jeżdżąc po wsiach widać już dzieci usadzone przez "kochających rodziców" w bramach swoich posesji z żonkilami i innymi chwastami. Nasuwa się tylko jedna refleksja, miałam/ mam ;) zajebiste dzieciństwo.