Wieczorne rozjazdy, z pięknym zachodzącym słońcem, oby we wrześniu tak było. Tricky w uszach, jak nie widze, to nie boli i mogę słuchać, już mu nawet openera wybaczyłam. Uderzyłam w stare rejony,bo dawno tam nie jeździłam ,czyli Wiśniowa Góra, później w las,próbowałam odszukać fajną trasę,którą już robiłam ze staruszkam, ale moja nadzwyczaj rozwinięta nawigacja jak zwykle wpakowała mnie tylko w kłopoty, tym razem błoto po kolana i komary. Jutro koniecznie do sklepu,żeby kupić coś w końcu do czyszczenia łańcucha. Jak już mi się udało wyjechać z lasu, to nie ryzykując przez Andrespol, Bedoń, Eufeminów i z powrotem do Andrespola do domu. Cudnie było, nogi nawet niosły po wczorajszym.
Do pracy bardzo się nie chciało, wszędzie tak jakoś głośno i za dużo ludzi. Z powrotem dwa przystanki,żeby przeczekać burzę, ale jak już zaczęłam pedałować jechało się zajebiście.
Jeżdżę sobie od kilku lat, skutecznie zarażona pasją do pedałowania przez brata. Na razie poza lokalnymi trasami,udało mi się wybrać na dwie dłuższe wyprawy (Łódź - Gorzów Wlk. oraz Łapy - Ostróda) i było zajebiście, pomimo wiatrów przed Licheniem,chmar komarów w puszczy i kierowców idiotów.Ten rok zapowiada się jeszcze ciekawej, 3 wyprawy zaplanowane:)))))))))))))))