Od dwóch dni mocno dogrzewa i daje się zauważyć ciekawe zjawisko, zamiast ponętnych i gibkich kobiecych (lub dziewczęcych, jak kto woli)ciał, tam gdzie uda się zawłaszczyć kawałek zieleni, paradują panowie z rowerami i z wydatnymi brzuszkami w samych gatkach. Dlaczego nie pojawiła się taka tendencja u młodszych bikerów?
, a nawet za ciepło, przyjechałam do pracy zlana potem, a tak się starałam pedałować ostrożnie, żeby tego uniknąć. Współpracownicy zapewne dzisiaj będą mnie unikać;)
Miałam napisać, że wiatr już wieje trzeci dzień, że ciągle dziurska w asfalcie zabijają radość z jazdy, że nie ma ścieżek rowerowych, a jak już są to są pseudo ścieżkami, że kierowcy są do dupy, itp. itd.
Ale najpierw przeczytałam wpis Dawka i aż nie wypada.
Do radiomaryjnej babci po miętę (potrzebna do mojito), gdzie po raz kolejny byłam namawiana do zapuszczenia włosów, tak żeby było wiadomo, czy to chłopak, czy dziewczyna...przecież nie chcemy,żeby elStamper prowadzał sie z indywiduum;)
Dla odstresowania przed egzaminem popołudniowe kręcenie, miało być dłużej, ale przed wyjściem trzeba było trochę pokombinować przy hamulcach, bo coś mi skrzypi po Karolówce (chyba koła do centrowania).
Pokręciłam się trochę po Kalonce (refleksja: dużo ładniej niż ostatnie dwa etapy na Karolówce), kilka razy dostałam po twarzy od latających perszingów (nawet zabolało), zostałam również obtrąbiona (przecież rowerzysta zajmuje tyyyyle miejsca na pustej jezdni) i pojechałam odebrać Zeciątko Jezus z ekonomii, a później podstępem zaciągnęłam na browar.
A teraz coś dla tych, którym już nie raz mucha wleciała trochę głębiej...
Jeżdżę sobie od kilku lat, skutecznie zarażona pasją do pedałowania przez brata. Na razie poza lokalnymi trasami,udało mi się wybrać na dwie dłuższe wyprawy (Łódź - Gorzów Wlk. oraz Łapy - Ostróda) i było zajebiście, pomimo wiatrów przed Licheniem,chmar komarów w puszczy i kierowców idiotów.Ten rok zapowiada się jeszcze ciekawej, 3 wyprawy zaplanowane:)))))))))))))))