Po straconym weekendzie, nogi się rwały do pedałowania, do pracy nie mogłam dzisiaj jechać, więc na szybko obiad po powrocie do domu, szybka kalkulacja, bo ElStampera miałam odebrać z zajęc o 19.15 i kolarskim okiem tak sobie traskę rozplanowałam, że pod Instytutem byłam o 19.14 :)))))))))Oko zaczyna poprawnie czytać dystans i pierwszy raz mi się tak udało wycyrklować, jestem dumna, chyba większą miałam z tego satysfakcję niż z pedałowania;)
Zwalczanie pokręglowego kaca tym razem w towarzystwie Łosiów zamiast Lobotomaszów. El Stamper oczywiście pocwaniaczkował i wyszedł mu najdłuższy dystans. Fajnie było, ale ja padam.
Całkiem przypadkiem pojechałam pojeździć, Łoś przyjechał, obudził instynkt bikera i nie wytrzymałam. Magiczny upgradowany w nowe kliki (PD-M520), poczekają na rozdziewiczenie do wiosny, a Wheelerek otrzymał w spadku po Magicznym stare kliki.And they lived happily ever after...
...miała być, a to Lemur zrobił zaprawę nam, żeby nie użyć zabronionego słowa na "t". Było genialnie, towarzystwo, pogoda, reszta na fotkach. Po powrocie wypucowałam dwa rowery i padłam.
Dziś jeździło mi się jak w tytule, obłędnie, zajebiście, do momentu kiedy Lobotomasz obrał kierunek na szczyt, wymordował mnie ten podjazd w terenie, ale później było błogo.I wydawało się,że nic nie zakłóci tego stanu ekstazy, niestety popełniłam wielki błąd zamawiając w barze to samo co rzeczony Lobotomasz. Chlebek cokolwiek był nieświeży (odsyłam do dzisiejszego wpisu Lobotomica). Głodna, zmęczona, ale szczęśliwa ruszyłam z elStamperem do domu.Fajna niedziela, dzięki wszystkim.
Lobotomasz tak rozreklamował Zgniłe Błoto,że decyzja zapadła. Traska bardzo fajna, zwłaszcza z wiatrem, obyło się bez żadnych kolizji (tym razem):)elStamper był gotów nawet się przekąpać, chyba za dużo wygrzał się dzisiaj na słońcu.
*Dość znaczna różnica w kilometrażu moim i elStampera nie wynika jedynie z tego,że mieszkamy w różnych miejscach, po prostu licznik elStampera żyje swoim życiem i zamiast dodawać...odejmuje :) To samo tyczy się średniej, bo momentami tak cisnął, że musiałam gonić.
Straszą mnie, że od jutra załamanie pogody, niedobrze, nudno będzie. Dziś kręcenie na luzie z elStamperem po różnego rodzaju Wolach i nie Wolach, centrum i nie-centrum Tuszyna, Rzgów też się gdzieś tam po drodze trafił. Na koniec do Arturówka na piwko i ploty (następnym razem nie będę już tyle mówić)z Lemurem i Lobotomikiem, gdzie nauczyłam się nowego słowa POWIDOKI. Uwaga, dla niektórych powidoki występują na prześcieradłach :) Trasa (w przybliżeniu): Olechów - Wiśniowa Góra - Wola Rakowa - Grabina Wola - Tuszyn - Rzgów - Łódź - Arturówek - Olechów
Jeżdżę sobie od kilku lat, skutecznie zarażona pasją do pedałowania przez brata. Na razie poza lokalnymi trasami,udało mi się wybrać na dwie dłuższe wyprawy (Łódź - Gorzów Wlk. oraz Łapy - Ostróda) i było zajebiście, pomimo wiatrów przed Licheniem,chmar komarów w puszczy i kierowców idiotów.Ten rok zapowiada się jeszcze ciekawej, 3 wyprawy zaplanowane:)))))))))))))))