Rano do pracy, za wcześnie, dużo za wcześnie, a po pracy, na spotkanie z Borderlands team bez the toughest fighter'a - Jóźwiaka. Powrót niestety w deszczu.
Łoś mnie wyciągnął na trening siłowy, głównie pokonywanie podjazdów. Czuję się dobrze, obawiam się tylko, że jutro będę chodzić jak John Wayne. Po obiedzie u brata, pojechaliśmy do Lobotomika (chłopaki umówili się na obejrzenie bardzo nudnego meczu), od Lobotomika na działke, tam jeszcze mała rundka i z powrotem do domu. Chcący mieć pewność, że stuknie stówka to jeszcze mała rundka po osiedlu.
Rano do sklepu, potem za gorąco i za leniwo się zrobiło. Pod wieczór wyruszyliśmy, ale burza zmusiła do powrotu. Bąk - Cisewie - Karsin - Cisewie - Bąk
Pierwszy dzień bez deszczu, dystans przyzwoity, tempo bardzo spokojne, bo wczoraj wraz z zatruciem dopadło mnie jeszcze przeziębienie i gorączka. Pojechaliśmy do miejscowości Odry, żeby zobaczyć Kamienne Kręgi,wielkie cmentarzysko założone 2000 lat temu przez skandynawskie plemię Gotów. Potem ruszyliśmy na Konarzyny, żeby zjeść obiad w upatrzonej wcześniej oberży, która jak się później okazało jest dość stara chociaż po liftingu. Jedzenie takie sobie, ale aranżacja wnętrzna na piątkę z plusem, oby więcej takich miejsc na polskich wsiach.Ciekawskich odsyłam na stronę www.tabakiera.com.pl.
Pojechaliśmy do Wdzydze na obiad piękną ścieżką prowadzącą wokół jeziora, a potem do domu z małym postojem, bo oczywiście zaczęło padać. Znalazłam pierwszego grzyba :). Trasa: Bąk - Borsk - Wdzydze Tucholskie - Gołuń - Wdzydze - Gołuń - Olpuch - Konarzyny - Żebrowo - Bąk
Po nieudanym porannym grzybobraniu, postanowiliśmy jechać na obiad do Karsina, gdzie w Gesie (zabytek z PRL) można zjeść dobry obiad za przyzwoitą cenę. Z powrotem wpadliśmy do Abisynii, licząc na to, że może tam nie pada i temperatura jest powyżej 20C. Niestety rozczarowaliśmy się, więc ruszyliśmy leśnym duktem w poszukiwaniu pomnika poległych. Dojechaliśmy na kwaterę i surprise...znowu zaczęło padać :(.
Na miejsce zbiórki sama, a później z Łagiewnik do Białej do wodopoju w składzie Sieki, Łosie, Józek i Bartek, no a później to już sama nie wiem tak mną zakręcili. Chłopakom wysiadł "GPS" i pojechaliśmy przez Stryków,cudem dotarliśmy na Kalonkę i od Mileszek sama do domu. Nie wiem jak dotarłam,ale byłam zajebiście głodna.Pogoda piękna.
Jeżdżę sobie od kilku lat, skutecznie zarażona pasją do pedałowania przez brata. Na razie poza lokalnymi trasami,udało mi się wybrać na dwie dłuższe wyprawy (Łódź - Gorzów Wlk. oraz Łapy - Ostróda) i było zajebiście, pomimo wiatrów przed Licheniem,chmar komarów w puszczy i kierowców idiotów.Ten rok zapowiada się jeszcze ciekawej, 3 wyprawy zaplanowane:)))))))))))))))