Nie sądziłam, że w listopadzie o 7 rano będę jeździła bez kurtki. Cudnie rano było:) A z powrotem migusiem do domu ,bo wieczorem Yeasayeromania, a Ci, którzy wymiękli niech zazdroszczą.
...miała być, a to Lemur zrobił zaprawę nam, żeby nie użyć zabronionego słowa na "t". Było genialnie, towarzystwo, pogoda, reszta na fotkach. Po powrocie wypucowałam dwa rowery i padłam.
Wczoraj wystałam się ponad pół godziny, więc dzisiaj bez zastanowienia popedałowałam, nie odstraszył mnie nawet poranny armagedon, nic nie było widać przez mgłę, co ciekawe parowało mi tylko lewe szkło od okularów?????Dojechałam tylko dlatego, że trzymałam się krawężników i unikałam jezdni.
Jakiś biker mi powiedział,że dzisiaj nie będzie padać...Po dwóch dniach smutaszenia z Cave'em, dzisiaj przeradosne ostatnie Vampire Weekend:))))) Dużo liści wszczędzie.
Pojechałam popracować nad techniką i wnioskując po średniej trening uważam za udany. Miało być girls' power, ale MP3 się zbuntowało i La Roux nie chciało zdownloadować, więc pojeździłam z chłopakami z Kasabiana. Przygrywali pod pedał, bo jechało się zajebiście.
Jeżdżę sobie od kilku lat, skutecznie zarażona pasją do pedałowania przez brata. Na razie poza lokalnymi trasami,udało mi się wybrać na dwie dłuższe wyprawy (Łódź - Gorzów Wlk. oraz Łapy - Ostróda) i było zajebiście, pomimo wiatrów przed Licheniem,chmar komarów w puszczy i kierowców idiotów.Ten rok zapowiada się jeszcze ciekawej, 3 wyprawy zaplanowane:)))))))))))))))