Mgła jak w Ostródzie, a ja bez przeciwmgielnych, łzy zamarzają, szron na rękawiczkach, a mi się gęba sama śmieje i mam taką frajdę jak dzieciak. Widziałam dwóch hardcorowców bez czapek i rękawiczek !!!!!!!!!! Decyzja zapadła, szykuje Wheelerka i czekam na śnieg :) A do tego wszystkiego przygrywa Pulp. "I don't wanna live like common people, na na, na "... and take the lift.
Poranne 4 stopnie do przeżycia, nogi dość długo nie chciały się rozkręcić, wszędzie biało od szronu, akumulator naładowany do 16. Z powrotem dopadła mnie jakaś Józkowa apatia, głodna, z pełnym pęcherzem, nie chciało się jechać.
Dziś jeździło mi się jak w tytule, obłędnie, zajebiście, do momentu kiedy Lobotomasz obrał kierunek na szczyt, wymordował mnie ten podjazd w terenie, ale później było błogo.I wydawało się,że nic nie zakłóci tego stanu ekstazy, niestety popełniłam wielki błąd zamawiając w barze to samo co rzeczony Lobotomasz. Chlebek cokolwiek był nieświeży (odsyłam do dzisiejszego wpisu Lobotomica). Głodna, zmęczona, ale szczęśliwa ruszyłam z elStamperem do domu.Fajna niedziela, dzięki wszystkim.
Lobotomasz tak rozreklamował Zgniłe Błoto,że decyzja zapadła. Traska bardzo fajna, zwłaszcza z wiatrem, obyło się bez żadnych kolizji (tym razem):)elStamper był gotów nawet się przekąpać, chyba za dużo wygrzał się dzisiaj na słońcu.
*Dość znaczna różnica w kilometrażu moim i elStampera nie wynika jedynie z tego,że mieszkamy w różnych miejscach, po prostu licznik elStampera żyje swoim życiem i zamiast dodawać...odejmuje :) To samo tyczy się średniej, bo momentami tak cisnął, że musiałam gonić.
Odreagować, wypocić toksy z całego tygodnia. Na początku do Kasabian, a na końcu The Mystery Jets dodali skrzydeł. Niby sama, ale na Byszewskiej Łoś mnie dogonił i częściowo razem, a potem znowu sama.
Staruszkowie wrócili tak zmęczeni,że od rana cisza w domu jak makiem zasiał. Nie chciałam hałasować, niech sobie pośpią i zmęczą kaca, a że nie miałam co z sobą zrobić i prognozy lobotomiko-lemurowo-elstamperowe się nie sprawdziły to wsiadłam na rower. Czułam niedosyt po wczorajszym.Planu nie było, tam gdzie oczy i nogi poniosą. Poniosły przez: Nowosolna - Byszewy - Borchówka - Kalonka - polecam podjazd na ul.Pszenicznej - Kopanka - Boginia - Dobra - Kiełmina - Łagiewniki- Olechów. W Kopance naszła mnie myśl,żeby pojechać trasą co ostatnio całą ekipą jechaliśmy przed wyprawą jeszcze,zjechać sobie tym fajnym leśnym zjazdem w Łagiewnikach i prawie się udało, niestety w lesie wybrałam odbicie w lewo, a nie w prawo i z całego trudu nagrody nie miałam. Magiczny taką dziurę zaliczył,że boję się o jego zdrowie. Dziś towarzyszył mi Cage the Elephant (polecam na rower), a później sobie shufflowałam. Wniosek: Nick Cave i Massive Attack nie pomagają na podjazdach.
Po powrocie zjadłam kopę makaronu z schaboszczakiem, pół czekolady i estoy muy contenta.
Straszą mnie, że od jutra załamanie pogody, niedobrze, nudno będzie. Dziś kręcenie na luzie z elStamperem po różnego rodzaju Wolach i nie Wolach, centrum i nie-centrum Tuszyna, Rzgów też się gdzieś tam po drodze trafił. Na koniec do Arturówka na piwko i ploty (następnym razem nie będę już tyle mówić)z Lemurem i Lobotomikiem, gdzie nauczyłam się nowego słowa POWIDOKI. Uwaga, dla niektórych powidoki występują na prześcieradłach :) Trasa (w przybliżeniu): Olechów - Wiśniowa Góra - Wola Rakowa - Grabina Wola - Tuszyn - Rzgów - Łódź - Arturówek - Olechów
Jeżdżę sobie od kilku lat, skutecznie zarażona pasją do pedałowania przez brata. Na razie poza lokalnymi trasami,udało mi się wybrać na dwie dłuższe wyprawy (Łódź - Gorzów Wlk. oraz Łapy - Ostróda) i było zajebiście, pomimo wiatrów przed Licheniem,chmar komarów w puszczy i kierowców idiotów.Ten rok zapowiada się jeszcze ciekawej, 3 wyprawy zaplanowane:)))))))))))))))